środa, 27 listopada 2013

Rozdział 75 ♥

Pustka. Nic więcej. Żadnych emocji. Może tylko ból. Ból, z którego jak podejrzewam, nigdy się nie wyleczę. Ból po złamanym sercu. Nawet się nie tłumaczył. Po prostu to skończył. Wziął kurtkę i wyszedł. Żadnego słowa, żebym mogła to zrozumieć. A jeszcze jakiś czas przed tym zapewniał mnie, jak bardzo mnie kocha. Może to były tylko kłamstwa. Ale czemu wziął mnie do swoich rodziców? Jego uczucia wydawały się takie prawdziwe, takie szczere. Ale to wszystko to tylko ściema. Ufałam mu, kochałam go. A teraz nie czuje nic. Moje serce przestało żyć z chwilą, gdy powiedział, że to koniec. Teraz moje serce to tylko zwykły narząd. Nie jestem w stanie kochać.  Nie jestem w stanie ufać. Jestem tylko nic nie znaczącą materią. Nie potrafię nazwać się człowiekiem. Nie jestem nim. Człowiek ma jakieś uczucia, emocje. Ja ich nie mam. Jestem pustką. Ludzie na około mówią mi, że zapomnę. Nie zapomnę. Nie można zapomnieć kogoś, kogo kochało się nad wszystko. Mówią, że to przestanie boleć. Nie przestanie. Ciągle będę miała go przed oczami. Mówią, że przestanę płakać. Przestanę. Bo w końcu zabraknie mi łez. Każdego dnia wylewam ich hektolitry. Nie mogę na to nic poradzić. To jedyny sposób na wyrażenie tego, w jakim stanie jestem. Jestem szarą kulką na wielkim świecie. Jestem niczym.
Teraz siedzę w poczekalni. Po tym wypadku w Irlandii muszę przejść szereg rehabilitacji. I każdy dzień wygląda tak samo. Wstaję. Jem śniadanie. Ide do szpitala. Wracam do domu. Jem. Płaczę. Ide spać. I tak w kółko, i w kółko. Aż do nieskończoności. Od przyszłego tygodnia wracam do szkoły. To będzie najgorszy dzień w życiu. Od tak długiego czasu miałam swój własny świat. A teraz muszę opuścić moje miejsce. Moją bańkę mydlaną. Muszę wrócić do rzeczywistości. Niestety.
W poczekalni jestem ja i starszy pan. W radiu leci znajoma muzyka. Zawsze leci tu to samo. Działa mi to na nerwy. Siedzę na krześle i bawię się palcami.
-Yola, twoja kolej. - pielęgniarka wzywa mnie do gabinetu. I znowu te same zabiegi, te same ćwiczenia. Wychodzę ze szpitala. W końcu wracam do domu. Idąc chodnikiem zauważam grupkę dziewczyn. Wracają wspomnienia. Przechodzę obok nich. Nic się nie stało. To tylko zwykłe nastolatki. Nagle zaczynają piszczeć. Odwracam się w ich stronę. Z hotelu pod którym stoją wyłania się czterech chłopaków, a za nimi idzie piąty. Blondyn o niebieskich oczach. Nie zauważa mnie. Jest szczęśliwy. Robi sobie zdjęcia, podpisuje kartki. Niall... Nie, Yola, zapomnij. Nie podchodź. Stoję i patrzę. Jest szczęśliwy. Nie płacze tak jak ja. Nie cierpi tak jak ja. Nagle podchodzi mnie Louis. Przytula mnie. Lubię jak ktoś mnie przytula.
- Cześć Yola. Co u Ciebie? - pyta. Chce mi się płakać. Przytulam go mocniej i nic nie odpowiadam. Rozumie mnie. Łzy powoli spływają po moich policzkach. - Skarbie, nie płacz. Nie warto. Niall, zachował się jak dupek. Wie o tym. - i po prostu mnie przytula. Spoglądam na Niall'a. Zauważa mnie. Widzę, że prowadzi jakąś wewnętrzną wojnę aż w końcu odwraca wzrok. Już nie jest szczęśliwy. Jest poważny. Nie uśmiecha się. Kocham jego uśmiech. Kocham jego głośny śmiech. Kocham jego błyszczące oczy, gdy się śmieje.
-Kocham go. - szlocham w ramię Louis'a. - Ciągle go kocham i jestem pewna, że nigdy nie przestanę. Czemu on to zrobił? Błagam Louis, chociaż Ty mi to wytłumacz.
-Dla twojego bezpieczeństwa. Wie, że to przez niego wylądowałaś w szpitalu. Nie chce cię narażać. - odpowiada Louis. Milczę. Ktoś każe Louis'owi wracać. Żegna się ze mną, a ja wracam do domu.
Idę prosto do swojego pokoju. Kładę się na łóżko. Zawsze lubiłam z Nim leżeć na łóżku. Ja po tej, a On po drugiej stronie. Przesuwam się na jego stronę. Leżał tu. Tak często tu leżał. I płaczę. Po raz kolejny pogrążam się we własnym nieszczęściu.
Moje bezpieczeństwo. To dlatego już mnie nie kocha? Teraz jestem jeszcze bardziej zagrożona. Jestem zagrożona przez własne myśli. "Jakbym zginęła byłoby łatwiej". "Jesteś za słaba, żeby się zabić". "Spróbujmy, czy jesteś taka odważna". Zawsze wieczorem nachodzą mnie takie myśli. A może śmierć byłaby lepsza? Mam dość życia bez Niego. Wiem, że do mnie nie wróci. Minęło zbyt dużo czasu.
Pewnym krokiem ruszam do łazienki. Nie zamykam drzwi. Siadam na podłodze, otwieram apteczkę. Jest dużo proszków. Tyle starczy, aby z tym wszystkim skończyć. Patrzę na nie. Wyjmuje je z pudełka i wysypuję na rękę. Znowu zaczynam płakać. To już nie jest płacz tylko szloch.
-Tak bardzo Cię kocham! Tak bardzo... Ale to już koniec. Nic już nie będzie. To koniec. - mówię do siebie. Drżącą rękę przykładam do ust. Już prawie. Jeszcze tylko otwórz usta i z tym skończysz. Dalej, zrób to! Powoli otwieram usta.
-Boże, Yola! - z krzykiem wpada moja mama. Trąca moją dłoń i wszystkie proszki wypadają. Szlocham. Przytula mnie mocno. - Córciu, co ty chciałaś zrobić?!
-Mamo, błagam... Tak bardzo go kocham... Nie mogę bez niego żyć... - płaczę. Siedzimy z mamą w łazience. Długo siedzimy. Nie rozmawiamy. Nie potrzebujemy słów. Mama po prostu mnie przytula. Wie, że tego potrzebuję. A ja nie mogę przestać płakać...
Budzę się rano. Jest już jasno. Rozglądam się po pokoju. Co ja chciałam wczoraj zrobić? Chciałam się zabić. Nie wyszło mi to. Mama uratowała albo zniszczyła mi życie. Gdyby nie przyszła już miałabym to wszystko w dupie. Nie byłoby smutku, nie byłoby łez, nie byłoby cierpienia. Byłoby dobrze. Tak, dobrze. Ale jest źle, nawet bardzo. Muszę żyć, chociaż nie chce. Tak bardzo nie chce żyć bez Niego. Był dla mnie ważny jak powietrze. Nie można żyć bez powietrza. Był każdym biciem serca. Nie można żyć bez bicia serca. Nie potrafię o nim zapomnieć. A może nie chcę...
Wieczory są najgorsze. Cały dzień odbywałam rozmowy z mamą, tatą, bratem, przyjaciółką, ale nie z Nim. Tak bardzo pragnę z Nim porozmawiać. Usłyszeć jego głos. Spojrzeć w jego oczy. Pocałować Go. Poczuć te motylki w brzuchu, gdy mnie dotykał. Był moim pierwszym chłopakiem na poważnie. Jemu oddałam całą siebie. Chciałam, żeby był pierwszy, ale i ostatni. A teraz on mnie zostawił. I nie ma nic. Znowu płaczę do poduszki. Wszyscy mówią, że to przejdzie. Jakoś w to nie wierzę. To się nie skończy. Ja muszę sama to zakończyć...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Także tyle w temacie... Nie wiem, kiedy kolejny, postaram się go dodać jak najszybciej. Może napiszę coś w weekend. Możecie tu zajrzeć i się dowiedzieć ok. niedzieli.
Kocham Was!
Forever Yours ♥

1 komentarz:

  1. hej kochana bardzo mi przykro z takiego przebiegu wydarzeń no ale cóż ... nie wybiera się scenariusza a poza tym całe życie nigdy nie jest kolorowe . Mam nadzieję że jeszcze nie raz staną na swojej drodze i pójdzie to w lepszym kierunku niż rozstanie no nic czekam na tego następnego i liczę że cóś fajnego się wydarzy :* kocham Alvi xxx

    OdpowiedzUsuń